Strefa administratora

Niezwykły człowiek

„Moje lata chłopięce i młodzieńcze łączą się przede wszystkim z postacią ojca… Patrzyłem z bliska na jego życie, widziałem, jak umiał od siebie wymagać, widziałem, jak klękał do modlitwy… Mojego Ojca uważam za niezwykłego człowieka” – w ten sposób św. Jan Paweł II charakteryzował swego ojca.

Karol Wojtyła senior z synem Karolem.

zdjęcie: Reprodukcja: Henryk Przondziono/Foto Gość

2020-04-21

Umiał więc „od siebie wymagać”. Był zdyscyplinowany, uporządkowany, jak przystało na wojskowego (służył w cesarsko-królewskiej armii, w 56. Pułku Piechoty Wadowickiej, a od 1918 roku w odrodzonym Wojsku Polskim). Ale był też bardzo oddany swej rodzinie. Opiekował się chorą żoną Emilią, a po jej śmierci (1929) nie ożenił się po raz drugi, pozostał wdowcem i skupił się całkowicie na wychowaniu synów, zwłaszcza małego Karola, który wówczas miał 9 lat (starszy Edmund studiował medycynę w Krakowie). Starał się zachować regularny rytm dnia i tego uczył Karola. Kształtował jego charakter, dbał o jego o edukację, uczył go nawet niemieckiego, stąd przyszły papież będzie mówił tym językiem z ojcowskim, austriackim akcentem. 

Był też człowiekiem modlitwy. „Nieraz zdarzało mi się budzić w nocy i wtedy zastawałem mego Ojca na kolanach” – wspominał papież. Ojciec zabierał go codziennie na Mszę Świętą, odprawianą o 7.00, po łacinie, w parafialnym kościele. To wszystko sprawiało, że w oczach swego syna, ale także mieszkańców Wadowic uchodził za człowieka bardzo religijnego i wierzącego, stanowił wzór rodzica. 

Gdy Lolek miał 12 lat, usłyszał od ojca pamiętne słowa: „Nie jesteś dobrym ministrantem! Nie modlisz się wystarczająco do Ducha Świętego. Musisz się do Niego modlić”. Karol Wojtyła nauczył wówczas syna tej modlitwy. Papież wspominał po latach: „To była dla mnie wielka lekcja duchowa, trwalsza i mocniejsza niż wszystkie, jakie potem miałem dzięki wielu lekturom i studiom. To w jakimś sensie jemu zawdzięczam napisanie encykliki do Ducha Świętego”. Znów – niezwykłe świadectwo papieża o swym ojcu. 

Kiedy w 1938 roku Karol Wojtyła zdał w Wadowicach maturę i udawał się na studia do Krakowa, ojciec przeprowadził się tam razem z nim. We wrześniu 1939 roku, po wybuchu II wojny światowej, obaj zaczęli uciekać na wschód, ale kiedy dowiedzieli się, że 17 września Polskę od wschodu zaatakowali Sowieci, wrócili do Krakowa, który był już pod okupacją niemiecką. Wtedy też Karol zaczął pracować w kamieniołomach. Z tej pracy utrzymywał siebie i ojca. 

Tak jak dawniej w Wadowicach, tak teraz w Krakowie Wojtyła senior prowadził dom, jakby wciąż jeszcze pragnął zastąpić synowi matkę. Przygotowywał posiłki, cerował skarpety, reperował buty. W niedzielę obaj razem chodzili do kościoła. W tym okresie, jak twierdzi kard. Stanisław Dziwisz, między nimi nawiązała się głęboka przyjaźń. 

Ojciec papieża zmarł nagle, 18 lutego 1941 roku. „Wróciłem z pracy do domu i zastałem Ojca martwego. Nigdy nie czułem się tak samotny…” – wyznał później Jan Paweł II. 

Okres żałoby był dla osieroconego Karola jednym z najtrudniejszych, ale i najważniejszych w życiu. Wtedy bowiem toczył wewnętrzne zmagania, które później, już jako papież, nazwał „procesem odrywania od poprzednich własnych zamierzeń”. To znaczące, że Karol Wojtyła postanowił zostać księdzem właśnie po śmierci ojca. Jego odejście zaważyło na życiowym wyborze syna. To ojciec w dużym stopniu ukształtował jego duchowość. Jan Paweł II to potwierdzał: „Nigdy nie mówiliśmy ze sobą o powołaniu kapłańskim, ale ten przykład mojego ojca był jakimś pierwszym domowym seminarium”. 

Karol Wojtyła senior, obecnie kandydat na ołtarze, „musiał” więc niejako odejść w tym właśnie momencie. Tak jakby dzięki temu jego syn mógł rozpocząć nowe, inne życie. 

dr Milena Kindziuk, Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie

mikrokosmos

DARMOWY DODATEK

DARMOWY DODATEK